Afrykarium - część II - Wszystkomający blog szydełkowy

sobota, 17 lutego 2018

Afrykarium - część II

Czas na kolejną część opowieści o Afrykarium, tym razem zajmiemy się tym, co najważniejsze, zwierzętami!
Zacznijmy zatem wędrówkę po Afryce.
Pierwszym akwarium, które będziemy mijać to Morze czerwone z rafą koralową. Spora część z Was będzie zapewne mocno zawiedziona, ponieważ wygląda ona trochę szaro. To dlatego, że same koralowce są martwe... Niestety, ale nie da się przenieść żywych koralowców. Ale pod samym Afrykarium rozpoczęto hodowlę tych ciekawych organizmów i za parę lat część z nich zostanie wprowadzona do akwarium poświęconego Morzu Czerwonemu. I chociaż koralowce są martwe, to już rybki wręcz przeciwnie. Od razu widać, że mamy do czynienia z ciepłym morzem, bo bogactwo kolorów jest po prostu oszałamiające. Ale nie ma co zadawać sobie pytania: "Gdzie jest Nemo?". Błazenki i owszem mieszkają na rafie, ale Wielkiej, przy Australii.

Kolejnym biomem jest Afryka Wschodnia. Największą atrakcją tej część Afrykarium jest rodzina hipopotamów: Walecek (w sensie mały walc - ten taniec), chłopak z Czech, Samba, Rumba i Zumba. łatwo zauważyć pewną tendencję w nadawaniu imion ;) Jeśli akurat macie szczęście to z pewnością zachwycicie się tym, jak te zwierzaki lekko potrafią poruszać się w wodzie. Ich taneczne imiona nabierają wtedy sensu!


Innymi ciekawymi mieszkańcami tej części są mrówniki, nie mylić z mrówkojadami. To bardzo sympatyczne zwierzęta, osobiście kojarzą mi się z paszczakiem z Muminków^^. Jak sama nazwa wskazuje żywią się mrówkami, ale w warunkach hodowlanych ich głównym pokarmem jest psia karma z mieloną wołowiną.
A zaraz obok nory mrównika mamy hodowlę golców - takich łysych kretów. Te gryzonie idealnie przystosowały się do warunków, w których żyją - są łyse, żeby się nie przegrzewać, mają silne łapy i potężne siekacze, żeby kopać nory. Ich społeczność przypomina tę u mrówek, czy pszczół - jest zatem królowa, robotnice i żołnierze. Golce wyglądają trochę obrzydliwe, ale są doprawdy fascynujące!
A tuż przy nich kolejne dwa gigantyczne akwaria. Zostały poświęcone wodom dwóch największych jezior w Afryce - Tanganice i Malawi. To pierwsze to drugi największy zbiornik słodkiej wody na świecie, po jeziorze Bajkał. Z kolei Malawi, ze względu na bogactwo form życia, zostało wpisane na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO.
Ruszamy dalej, by trafić do Kanału Mozambickiego i przywitać się ze Stefanem (bądź Stefanią...). Nie wiem, czy wiecie, ale żółwie zielone są zielone również od środka! Jedzą tyle zieleniny (plankton i glony), że nawet ich tłuszcz przybiera taki kolor! W tym akwarium możecie zobaczyć jak wygląda tuńczyk zanim trafi do puszki. Ale również podziwiamy różne gatunki rekinów i płaszczek. I nie, nie zjadają się nawzajem. Prosta zasada: najedzone zwierzę nie zje innego ;) Największą atrakcją konstrukcyjną w Afrykarium jest z pewnością podwodny tunel, mamy w nim okazję podziwiać jak wokół nas pływają wszystkie ryby, a czasem i Stefan nad głowami przemknie! trzeba tylko w tunelu uważać, bo błędnik szaleje!
Ale chodźmy dalej, do pingwinów i kotików! To ulubieńcy dzieci. I nie ma się co dziwić, bo oba gatunki lubią się bawić! Pingwiny przylądkowe, które mieszkają w ZOO to mieszana grupa z kilku ogrodów zoologicznych w Europie. Ale doczekaliśmy się już swojego przychówka, pierwsza wykluła się Janush. Tak, tak wykluła, bo po nadaniu imienia okazało się, że to samica. Najlepiej pingwiny podziwiać w wodzie, gdzie wyglądają jak małe torpedy. pośrodku zostały umieszczone mniejsze akwaria z murenami, meduzami i skrzydlicami. Warto im też poświęcić chwilę. A po drugiej stronie czekają już kotiki, czyli uchatki. Nie mylić z fokami! Różnią się od nich chociażby tylnymi kończynami, które nie są zrośnięte oraz widocznymi uszami. Najlepiej zaplanować sobie wycieczkę tak, żeby załapać się na karmienie i zobaczyć trening uchatek. I tak, to trening, a nie tresura. Wszystkie czynności mają sens i są potrzebne, by na bieżąco monitorować stan zdrowia zwierząt.
I zbliżamy się do ostatniej części - dżungli Kongo i rzeki o tej samej nazwie. Najlepiej zdjąć wierzchnie okrycia zanim się wejdzie, bo się tam duszno i bardzo wilgotno. I lepiej uważać, jeśli ma się sporo szczęście - to strefa wolnych lotów, co oznacza, że nad głowami latają ptaki. 

I cóż można tutaj zobaczyć? Krokodyle - ojca z córką. To w zasadzie żywe skamieliny i od wielu milionów lat niewiele się zmieniły. Podobnie jak niezmienny pozostał strach przed ich zębiskami.


Ale to nie krokodyle wzbudzają powszechny zachwyt lecz manaty! Albo krowy morskie. Są po prostu cudne! majestatyczne, a jednocześnie takie... przytulaste. To ssaki wodne żyjące na pograniczu rzek i mórz. Są roślinożerne i stąd ich pospolita nazwa. Aktualnie w Afrykarium mamy czwórkę tych zwierzaków - dwóch braci - Gumle i Armstronga z Danii oraz dwie Azjatki z Szanghaju - Abel i Ling. A ich igraszkom przygląda się z boku szkielet Teresy, manatki z Niemiec, która zdechła po trzech miesiącach... ze starości... Ale! Wracając do dziewczyn z Azji... wiecie, jak nazywała się cała akcja logistyczna związana z transportem? "Pakujemy manatki"! Mistrzostwo!
I tym optymistycznym akcentem kończymy naszą przygodę w Afrykarium! Mam nadzieję, że je kiedyś odwiedzicie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz